Nie masz konta? Zarejestruj się

Lokatorzy spod piątki

08.04.2003 00:00
W każdym mieście są budynki, które mają swoją własną legendę. Tragiczną, chwalebną, niekiedy zabawną, czasami kontrowersyjną. Na każdej ulicy są adresy, które zna całe miasto. Tak jest z Grunwaldzką 5 w Chrzanowie.
W każdym mieście są budynki, które mają swoją własną legendę. Tragiczną, chwalebną, niekiedy zabawną, czasami kontrowersyjną. Na każdej ulicy są adresy, które zna całe miasto. Tak jest z Grunwaldzką 5 w Chrzanowie.
Budynek na rogu alei Henryka i ulicy Grunwaldzkiej. Ładna kamienica idealnie wkomponowująca się w architekturę tej części miasta. Przy wejściu do budynku kilka tablic informujących o instytucjach, które mają tu swoją siedzibę. Wisi tabliczka chrzanowskiego hufca ZHP, KPN-u, SLD, Demokratycznej Unii Kobiet, Związku Zawodowego Kontra, biura senatora Bogusława Mąsiora, Stowarzyszenia Pokolenia. Chrzanowianom miejsce to kojarzy się jednak głównie albo z siedzibą hufca, albo z matecznikiem gminnej i powiatowej lewicy. Za niezbyt odległych czasów, gdy w Chrzanowie rządziło SLD, w kołach opozycji mówiło się, że decyzje nie zapadają w zaciszu gabinetu burmistrza czy na posiedzeniu rady miejskiej, ale w ciasnawych, zacienionych i zawsze chłodnych pomieszczeniach na Grunwaldzkiej 5.

Meble od senatora
Odkąd na Grunwaldzką wprowadził się senator Mąsior, pod budynkiem od czasu do czasu parkują drogie samochody.
Senatora w jego eleganckim gabinecie odwiedzają wojewodowie, szefowie rządowych agencji, bossowie SLD. Na Grunwaldzkiej 5 zrobiło się światowo.
Andrzej Oczkowski, szef Sojuszu w gminie, cieszy się, że Grunwaldzka 5 jest tak rozpoznawanym adresem. Cieszy się też z senatorowego sąsiedztwa.
- Senator kupił nam solidne stoły i gustowne szafeczki. Stare kompletnie się rozlatywały – mówi A. Oczkowski.
Faktycznie, wśród mocno wysłużonych sprzętów meble od senatora od razu rzucają się w oczy. Szafy w modnym, brązowym kolorze kryją m. in. sejf i szafę pancerną. Klucze do sejfu ma tylko partyjny skarbnik. Tak dla bezpieczeństwa.
W większej sali, gdzie spotykają się koła gminne Sojuszu i władze powiatowe, stoi stary telewizor – dar od któregoś z członków czy sympatyków partii.
W pokoiku pełniącym funkcję sekretariatu co chwilę dzwoni telefon, a członkowie partii wysyłają i odbierają faksy. Mogą również skorzystać ze skanera. Na tablicach wiszą dyżury radnych, informacje o działalności kół gminnych SLD, czasami wycinki z gazet (w tym oczywiście również z „Przełomu”), duże godło państwowe. Obejrzeć można zdjęcia z pochodów pierwszomajowych. Dwa pomieszczenia użytkowane przez SLD sprząta jedna z pań należących do Sojuszu. Jej wynagrodzenie pokrywane jest ze składek działaczy partyjnych.

Krucho z pieniędzmi
Na Grunwaldzkiej 5 dyżury pełnione są niemal na okrągło, z krótką przerwą na obiad. Jeśli Andrzeja Oczkowskiego nie ma w domu, to właściwie pewne jest, że siedzi na Grunwaldzkiej.
- Połknąłem społecznikowskiego bakcyla, poza tym lubię tu przychodzić – zapewnia.
Działacze Sojuszu podkreślają, że za energię, wodę i czynsz płacą ze składek członkowskich. Ze smutkiem stwierdzają, że w tym roku z opłaceniem wszystkich rachunków mogą być problemy.
- Nasi ludzie nie są już burmistrzami, nie mamy więc wpływów z tzw. składek specjalnych (składki specjalne wynoszą 7 proc. wynagrodzenia otrzymywanego przez osoby pełniące wysokie funkcje publiczne – przyp. aut.). Oznacza to, że nasz budżet jest znacznie skromniejszy – stwierdza Jerzy Janeczek.

Sąsiedzka zgoda
SLD-owcy chwalą sobie sąsiedztwo nie tylko senatora, ale i ZHP.
- Mamy taką niepisaną umowę, że jeśli potrzebujemy pomieszczeń harcerzy, np. podczas wyborów, to nam je udostępniają. My natomiast zapraszamy ZHP do naszej większej sali, gdy chcą zorganizować jakąś swoją większą uroczystość – opowiada radny Oczkowski.
Na Grunwaldzkiej 5 mieści się również siedziba KPN-u, partii jak najbardziej opozycyjnej w stosunku do Sojuszu. Przedstawiciele obu organizacji nie narzekają jednak na to egzotyczne sąsiedztwo.
- Aż się dziwię, że nie było między nami nigdy żadnych konfliktów – mówi Ryszard Sobczak z KPN-u.
Sobczak przypomina sobie jednak pewną ciekawostkę: siedem lat temu wszyscy lokatorzy kamienicy przy Grunwaldzkiej 5 zostali postawieni na nogi: ktoś zadzwonił na policję i oznajmił, że w budynku jest bomba.
- Przyjechała policja, ale bomby nie było. Ktoś zrobił głupi kawał i tyle – komentuje działacz KPN-u.
Od tego czasu na Grunwaldzkiej 5 więcej bombowych wydarzeń nie było...

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 14 (575)
  • Data wydania: 08.04.03

Kup e-gazetę!