Witam serdecznie,
Wybory samorządowe na terenie naszego powiatu praktycznie są już za nami. Podczas działań kampanijnych wydarzyło się... no właśnie - wiele?
Chciałbym Was zapytać - co Was zaskoczyło pozytywnie, a co negatywnie podczas promowania kandydatów? Może spotkaliście się z jakimiś nietypowymi formami promocji? Co pojawiło się po raz pierwszy (nie mówię ogólnie - chodzi mi o to, czy sami zostaliście 'dotknięci' formami reklamy, której wcześniej nie było dane Wam przeżyć)?
Jak oceniacie skuteczność materiałów wyborczych? Co było dla Was źródłem informacji o kandydatach?
Dla ułatwienia umieszczam przykładowe 'kotwice' - możecie o to zahaczyć podczas odpowiedzi. Być może coś przykuło Waszą uwagę:
* billboardy
* siatki na budynkach
* dykty na słupach
* plakaty na słupach/budynkach
* akcje door-to-door - czy kandydaci chodzili osobiście?
* happeningi/masowe spotkania z wyborcami
* dystrybucja ulotek - kto Wam je wręczał, czy widzieliście kandydatów, którzy się tym zajmowali bezpośrednio? czy czymś wyróżniały się od innych?
* może inne opcje?
Postaram się zacząć i tak na wstępie powiem o dwóch przypadkach marketingu, które mnie kompletnie nie przekonują, oraz takie które osobiście się bardzo podobały.
Czego nie lubię? Nie lubię jak ktoś wisi na słupach przy drodze i nierzadko zasłania znaki drogowe. Nie lubię także bezosobowo adresowanych ulotek, wrzucanych do skrzynki jak gazetki z marketów. Co się oszukiwać - jaką może takie działanie mieć skuteczność?
Gdy otworzyłem swoją skrzynkę pocztową w mieście wojewódzkim, gdzie nie zaglądałem od dwóch tygodni, miałem dokładnie 1,67kg materiałów wyborczych (było ich na tyle, że postanowiłem je zważyć). Niezła podpałka do pieca, prawda? Trzeba mieć naprawdę złudne nadzieje, że coś takiego pozwoli nam wygrać wybory - szczególnie, jeśli nie jesteśmy postacią znaną i nie mamy jeszcze ugruntowanej pozycji na rynku wyborczym.
Co do elementów, które mnie zaskoczyły:
1.
Pierwsza to akcja door-to-door, wizyta kandydata na radnego wraz z posłem na Sejm - gdzie uczestniczyłem jako obserwator.
Podczas pierwszego dnia kandydat chodził sam - mimo profesjonalnego przygotowania ludzie bardzo często niechętnie podchodzili do tego co ma do przekazania. Wiele osób nie chciało otwierać nawet drzwi, krzycząc z wewnątrz mieszkania, że oni akwizytorów nie przyjmują.
Drugiego dnia w walce o wyborców pomógł znany w tamtych rejonach poseł na Sejm - uwierzycie, że wszyscy otwierali drzwi? Ludzie nagle się otwierali, mówili o swoich problemach, o tym co chcieliby u siebie zmienić.
Wyciągnąłem z tego jeden wniosek - społeczeństwo w znacznym stopniu nie rozróżnia władz lokalnych od regionalnych, czy krajowych. Wiele osób nie zdawało sobie sprawy, że tak naprawdę to nie poseł, który był jedynie przystawką w tym towarzystwie może coś dla nich zrobić - a ten człowiek, któremu dzień wcześniej ludzie bali się otwierać drzwi. Taka rozmowa była prowadzona według jednej prostej zasady - NIE OBIECUJEMY ŻE ZROBIMY, obiecujemy że sprawdzimy i POINFORMUJEMY czy da się coś z tym zrobić. Piękne, prawda? Po co omamiać społeczeństwo obietnicami, których nie jesteśmy w stanie spełnić? Możemy za to obiecać, że coś sprawdzimy - wykazać zainteresowanie, wziąć do potencjalnego wyborcy numer telefonu i nawet jeśli na nas nie zagłosuje (tego nie sprawdzimy nigdy w 100%) - zadzwonić po (o ile oczywiście się dostaniemy...) wyborach (lub w trakcie) i przedstawić sytuację. Efekt? Ogromna szansa na głos w przyszłych wyborach.
Powyższe to oczywiście zabieg kampanijny, mile widziane by było jakby po ewentualnym wyborze takie działania były utrzymywane.
2.
Kandydat wydrukował kilka tysięcy ulotek - każda miała swój indywidualny numer. Na ulotkach, poza skróconym info wyborczym znajdowała się prośba, aby przekazać ulotkę następnej osobie, oraz poinformować na portalu społecznościowym jaki numer ulotki został przekazany. Efekt? Na portalu społecznościowym aż roiło się od wpisów - a co za tym idzie - cel został osiągnięty, bo grupa docelowa (młodzi wyborcy) tego kandydata została skutecznie poinformowana o jego istnieniu. Inna sprawa, kto zapoznał się z programem wyborczym - ale rozmawiajmy o reklamie - była nietypowa i rzucająca się w oczy.
Bardzo bym prosił o powstrzymanie się z komentarzami na temat czyichś poglądów politycznych - to, że nie głosowaliśmy przykładowo na listę SLD nie znaczy, że coś z ich działań marketingowych nie zwróciło na nas szczególnej uwagi (negatywnej, czy pozytywnej). Zależy mi raczej na naukowym podejściu do problemu, z punktu widzenia public relations. Jak odebraliście kampanię?
Dziękuję za wszelkie odpowiedzi.