Jako wierny parafianin uważnie wysłuchałem kazania mojego duszpasterza w randze proboszcza, a było to podczas mszy św. przedostatniej niedzieli w jednym z trzebińskich kościołów.
Kazanie dość niezwykłe, bo poruszające tzw. czytelnictwo prasy katolickiej, to znaczy brak ogólnego zainteresowania wiernych tego typu prasą.
Byłoby takie kazanie wskazane jak najbardziej do uważnego wysłuchania, a po zakończeniu mszy uderzenie się w piersi i gremialne ruszenie do kiosku "pod chórem" celem zakupu naraz kilku egzemplarzy przedmiotowej prasy.
Byłoby, gdyby nie kilka
passus'ów w kazaniu wygłoszonym przez mojego księdza dobrodzieja.
Otóż prasa katolicka nie jest kupowana przez parafian. W kościele prasa ta zalega i jest zwracana wydawcom.
I dalej: bo "chłystki" i "głupcy" czytają różne piśmidła i ogłądają nic nie znaczące treści ( w domyśle pewnie prasa porno i w internecie
-filmy).
I tu nastapił gorący apel do wiernych parafian z wykształceniem wyższym, głównie lekarzy i prawników. Trochę mnie zadziwił ten podział, przecież branża lekarska zajmuje się antykoncepcją i aborcją, a korporacje prawnicze pomocą w udzielaniu rozwodów z kościelnymi włącznie. O katechetkach z wyższym wykształceniem ksiądz proboszcz nawet nie wspomniał.
Wracając do tego apelu: parafianie z wyższym wykształceniem (głównie lekarze i prawnicy) są autorytetami
i na nich ma się opierać czytelnictwo prasy katolickiej. A nie na czytelnictwie wszelakiego rodzaju "głupków" i "chłystków". I na tych autorytetach pozostali parafianie mają się wzorować i pogłębiać to niechciane czytelnictwo prasy katolickiej (tak przynajmniej ja to zrozumiałem jak i moja małżonka, legitymująca się prestiżowymi studiami wyższymi, niestety nie medycznymi czy też prawniczymi).
Na koniec kazania szczerousty duszpasterz ogłosił parafianom, co mają czytać: więc
Niedziela, Gość Niedzielny i Przewodnik Katolicki. Wg księdza proboszcza jest także inna prasa katolicka, ale ona jest tylko z nazwy "katolicka".
W wykazie mojego aktualnego duszpasterza nie ma
Tygodnika Powszechnego. A szkoda, bo np. lekarze oprócz
Lancetu chętnie czytają
Tygodnik Powszechny. Natomiast nie wiem, jak to jest z prawnikami i co oni/one czytają oprócz kodeksów cywilnych i karnych.
I obecnie jestem ponownie w rozterce duchowej, zwłaszcza gdy zaczynam analizować kolejne kazanie mojego ulubionego księdza proboszcza. Nie wiem, czy wolno mi czytać
Tygodnik Powszechny, bo biorąc pod uwagę niedawne zawirowania hierarchów kościelnych wokół księdza Bonieckiego - to chyba
Tygodnik Powszechny katolicki jest już tylko z nazwy. Oczywiście
Tygodnik Powszechny jak i
Przełom mogę sobie kupić w kiosku przy zrewitalizowanym Rynku, a nie w kiosku "pod chórem". Także i inne wydawnictwa przeznaczone dla "chłystków" i "głupców".
Przełom - bo jest wysoce poprawny "politycznie", bardziej niż norweski rząd w kwestii mniejszości etnicznych czy też holenderski w kwestii kochających inaczej.
Tak sobie myślę, że ksiądz proboszcz nie umie sobie znaleźć wspólnego języka z wiernymi parafianami. Z przed ołtarza
ex cathedra wygłasza głupoty do parafian, apelując głównie do warstw solidnie wykształconych, a mający w pogardzie "chłystków" i "głupków". A przecież gros wiernych to osoby bez wykształcenia wyższego, o morale i wierze przeważnie bardzo przewyższających tych z "autorytetami".
A czytelnictwo prasy katolickiej w parafii można skutecznie poprawić, ale tu jest potrzebny takt oraz umiar w osądzie bliźnich. No cóż, Bazylika Mariacka i Kraków to nie jakiś tam kościół w Trzebini. Który pewnie jest pełen "Chłystków" i "Głupców" - za moim przeproszeniem.
Autor postu otrzymał pochwałę