Chrzanów
- Jestem przekonany, że ten zespół będący mieszanką doświadczenia i młodości posiada potencjał i charakter, ale do końca jeszcze tego nie pokazał na boisku - ocenia rozgrywający I-ligowego zespołu z Chrzanowa.
Marek Oratowski: W piątek zespół MTS-u znowu mógł wygrać, ale prowadząc kilkoma bramkami z Czuwajem jakby stanęliście. Z tego powodu tylko zremisowaliście. Jak to się dzieje, że w decydujących fragmentach meczów przydarzają się wam takie przestoje?
Oktawiusz Jarząbek: Do pewnego momentu wszystko idzie zgodnie z planem. Potem jednak rywale zaczynają seryjnie zdobywać bramki i nas dochodzą. W takich sytuacjach brakuje nam trochę zimnej głowy, by utrzymać korzystny rezultat. Bo jestem przekonany, że ten zespół będący mieszanką doświadczenia i młodości posiada potencjał i charakter, ale do końca jeszcze tego nie pokazał na boisku. Umiejętności mamy na górną część tabeli.
Jak się pan czuje w nowym otoczeniu?
- Myślę, że dobrze wkomponowałem się w zespół. Z każdym treningiem i meczem coraz lepiej rozumiem się z kolegami. Jestem też zadowolony z atmosfery panującej w MTS-ie. Określiłbym ją jako rodzinną.
Dlaczego nie zagrał pan od pierwszego meczu?
- Miałem problemy ze swoją zawodniczą kartą. Swoją przygodę ze szczypiorniakieem zaczynałem w Zrywie Chorzów, gdzie grałem do wieku juniora młodszego. Potem przeniosem się do Pogoni Zabrze. Ostatnio trenowałem w kadrze zabrzańskiego Górnika. Zdecydowałem się jednak na przenosiny do Chrzanowa. Występuję na lewym rozegraniu i środku. Mam 19 lat. Myślę, że mam dobre warunki fizyczne. Mierzę 193 cm przy 85 kg wagi.
Z konieczności trenujecie i gracie w hali w Libiążu. To ma znaczenie?
- Widać ma, bo nie potrafimy odczarować libiąskiej hali. Jeszcze w niej nie wygraliśmy. Liczę, że po powrocie na obiekt w Chrzanowie odzyskamy wszystkie nasze walory i pomoże nam w tym więcej kibiców, niż teraz przyjeżdża ich do Libiąża.
Trochę czasu zabierają panu dojazdy.
- No tak, bo mieszkam w Chorzowie. Dojeżdżam z dwoma innymi zawodnikami ze Śląska, jacy przyszli do MTS-u, czyli Michałem Bednarczykiem i Maciejem Sieczką.